niedziela, 27 maja 2012

Irysy tygrysy.

Choć krótko kwitną w porównaniu z innymi bylinami to nie wyobrażam sobie bez nich mojego ogrodu. Tym bardziej, że zasobność gleby w składniki pokarmowe i wilgotność odpowiadają im wprost genialnie. I nie bez powodu pieszczotliwie nazywam je irysami - tygrysami, to za sprawą pasiastego rysunku na rozchylonych płatkach kwiatu. Wydaje mi się, że jedynie rośliny z gatunku Iris sibirica mają taki drapieżny wzór.
Rosną w mocnej kępie, która po paru sezonach jest praktycznie nie do ruszenia, chyba że kilofem. Nie sądzę, aby faktycznie pochodziły z Syberii, ale cienkie i wysokie liście nawet nadwątlone mrozem i śniegiem idealnie chronią roślinę przed niskimi temperaturami. Kształtem i ilością kwiatów, a także bajecznymi barwami nie są gorsze od bródkowych. Powiedziałabym wręcz, że prześcigają tamte naturalnym wdziękiem i bezpretensjonalnością.
W moim ogrodzie mam kilka odmian sybiraczków, które w zależności od nagrzania stanowiska kwitną od maja do czerwca.

Iris sibirica NN od Talibry

Najpiękniejszy w moim ogrodzie - bez dwóch zdań. Śnieżno biały z pięknie kontrastującym tygrysim wzorem. Jest elegancki jak gibkie dziewczę w lnianej sukience ze sznurem bałtyckich bursztynów na długiej szyi. Liczne kwiaty dumnie pokazuje na tle jasnozielonych liści. Mogę wpatrywać się godzinami podziwiając jego urodę.




Iris sibirica 'Memphis Memory'

Ten jest trudnej do określenia barwy, bowiem nie jest to jednolity błękit. Ma dużo fioletowych wtrąceń, których aparat nie zawsze uchwyci. Duże kwiaty skryte pośród liści i nie wystają poza obręb kępy. Kwitnie mniej okazale, być może za sprawą nieco cienistego stanowiska.





Iris sibirica gatunek

To najstarszy irys syberyjski w moim ogrodzie, w zasadzie to jedna z pierwszych roślin tutaj sprowadzonych. Choć to duża kępa - był już wielokrotnie dzielony i umniejszany, a wciąż jest ogromny. Zeszłego sezonu rój mrówek zrobił sobie w nim osiedle i środek kępy zamarł. Jednak irysowi to nie przeszkadza, wręcz zapoczątkował ekspansję w nowe miejsce do zasiedlenia.





W przygotowaniu są kolejne sybiraczki, których ulotne kwiaty już niebawem będę podziwiać. Urodą ich podzielę się z Wami.



wtorek, 22 maja 2012

Słoneczne centrum ogrodu.

Nie samymi cieniolubami mój ogród zapełniony. Choć wokół wysokie drzewa i mury o różnych porach dnia zacieniające skraje - to pośrodku znalazły się dwie rozległe rabaty przez większość dnia skąpane w słońcu. Tu jak nigdzie indziej zebrałam barwnie kwitnące byliny. W upalne dni powietrze jest aż gęste od zapachu żółtych pełników i jaskrów a kwiatostany traw kołyszą się na wietrze. Tylko patrzeć kiedy irysy wystrzelą bajecznie kolorowymi kwiatami - motylami.
W tym miejscu gleba nigdy nie wysycha i nawet w południe gdy rozgarnę liście gęsto posadzonych bylin widzę, że ściółka jest ciemna. Dlatego tak dobrze czują się tu rośliny podmokłych i słonecznych łąk.
Pod wieczór, gdy gwar cichnie i pęd życia zwalnia a cienie stają się coraz dłuższe - te rabaty są najczęściej odwiedzane przez nocne ćmy. Wtedy kolory stają się głęboko nasycone ...





poniedziałek, 21 maja 2012

Śniedki atakują.

Czy może być coś gorszego niż śniedek baldaszkowaty w ogrodzie ? Chyba już tylko podagrycznik, choć z tym można powalczyć wydłubując starym widelcem pełzające po powierzchni ściółki ukorzenione pędy. Ornithogalum umbellatum, bo to on jest moją zmorą - nawet jak wyrwę za zielone liście podhaczając trójzębem korzenie, to i tak kilka małych drobniutkich cebulek zostanie w glebie, z których roślina odrodzi się jak mitologiczna Chimera. Liśćmi upodabnia się do wdzięcznych szafirków lub krokusów i za plecami zdaje się ze mnie naigrawać.
A taki wydawałby się bezbronny, taki miły i radosny !
Z pozostawionych okrągłych cebulek, które łatwo turlają się po glebie w nieznanym kierunku wyrośnie cienki pojedynczy liść. Tylko Kopciuszek miałby cierpliwość skubać zielone nitki, które szybko obezwładnione niewiadomym sposobem potrafią wzmocnić cebulkę. I tak w kolejnych latach śniedek tym razem zajmuje niszowe miejsca w zakamarkach wśród kamieni podjazdu. A stamtąd już tylko buldożer i ekipa budowlana robiąc rewolucje da radę usunąć intruza podczas kładzenia kostki.





sobota, 19 maja 2012

Poszukiwanie zakończone sukcesem.

Moja znajomość z tą odmianą zaczęła się jakieś 4 lata temu. Wyszukiwałam w ofertach lepszych szkółek, aż znalazłam i czym prędzej zakupiłam. Jednak sadzonka była jakaś feralna, ponieważ w ogóle nie miała chlorofilu. Była blada jak śmierć, z ziemi wychodziła zupełnie jednolicie żółta i zanim nabrała zielonej jednolitej barwy - męczyła się z każdym padającym na nią promieniem słońca. Koniec końców - ta sadzonka padła po dwóch sezonach.
Potem oglądając w sieci tłumaczyłam sobie żal, że kwiaty zwyczajnie białawo różowe, że ta zieleń taka szarawa - nijaka. Ale to tak mówiłam, żeby mi nie było smutno ...

Aż pewnego razu w łódzkiej szkółce napotkałam ładna sadzonkę, co i brzeg porządnie seledynem podkreślony i wygląd wcale nie chorobliwy miała. Ostatecznie wróciłam z jarzmianką i czym prędzej dokończyłam kopać nową rabatę w sadzie. Dla podkreślenia seledynu liści towarzyszą jej hosty z żółtymi wtrąceniami : 'Fragrant Bouquet' i 'High Society', które gdy jarzmianka zzielenieje nadal będą rozjaśniać kąt za wysoką leszczyną.



środa, 16 maja 2012

Rodzic i potomek.

Oba egzemplarze posiadają wspólne cechy wyglądu. Niby to widać, ale trudno ewidentnie wskazać podobieństwa, podobnie gdy porównujemy rodzica z dzieckiem. Patrząc na kształt sercowatej blaszki, na przejście w cienki ogonek gdzieś przewija się wspólny mianownik.

Najpierw była odmiana 'Baby Bunting'. Niby błękitna, niby zielona, liść mocnej struktury opierającej się ślimakom. Proporcjonalnie przyrasta dookoła, przy czym liście stopniowo i zgrabnie układają się w płaskie stożki. Równomierne ułożenie wklęśniętych blaszek w kępce nadaje odmianie spójności i schludności.




W tym porównaniu gorzej wypada sport powyższej - 'Pandora's Box'. Czy z powodu białych wtrąceń jest słabsza ... tego nie wiem. Generalnie delikatniejsza. Kształt liści finezyjnie skręcony co nadaje odmianie nieco falistości, ale i chaotyczności. Przyrasta z mniejszą siłą, widzę również delikatniejszą strukturę przypadającą ślimakom do gustu. Optycznie mniejsza o połowę od rodzicielki, lecz kolor zielonego brzegu ewidentnie pochodzi od matecznej odmiany'.




Każdy potomek w drzewie genealogicznym tworzy własna historię, tak kolejna odmiana czerpie składowe wyglądu rodzicielki. Jeden sport różni się od następnego, więc aby mi tylko miejsca starczyło na tworzenie rodzinnych kompozycji ;)

niedziela, 13 maja 2012

Koniec złej opinii.

Są takie gatunki roślin, które "cieszą" się złą sławą. Głównie ze względu na kłopoty "wychowawcze" jakie stwarzają ogrodnikowi. I do tego różnie zachowują się w różnych ogrodach. A to pokładają się na rosnące w sąsiedztwie, zasiewają samosiejki nie do opanowania, albo rozrastają się podstępnie rozłogami. Przy czym w znajomym ogrodzie dany osobnik może uchodzić za wzór cnót wszelakich. Lecz są takie gatunki, które w każdym ogrodzie sprawiają kłopoty (ewentualnie ogrodnik nie chce się przyznać przed drugim ogrodnikiem). Choćby taki Galeobdolon luteum - podejrzewam, że każdy może na niego psioczyć.
Na szczęście hodowcy kombinują nad oswojeniem kłopotliwych bylin i często grzebiąc w DNA, ukrócają ich złośliwe zapędy. I tak z rozłogowej byliny zamienili na kępowo rosnącą odmianę  'Hermann's Pride'.


W zasadzie wszytko w tej odmianie można pochwalić. Rozrasta się słabiej niż niejedna jasnota, wzniesiony pokrój kęp, liście drobne ząbkowane w zaskakująco silnym srebrnym rysunku. Cała bylina sprawia wrażenie jasnej dzięki srebrzystej aurze, wręcz metalicznemu odblaskowi. Jasno żółte kwiaty pojawiają się na pędach pomiędzy odcinkami okółków liści, co sprawia wyrażenie małych choinek. Oczywiście ta bylina może się komuś podobać, a innym zniesmaczonym kłopotami z gatunkowym Gajowcem żółtym - wybitnie nie. Tych nawet hodowcy ich nie przekonają.



sobota, 12 maja 2012

Wiosenne gwiazdki śniegu.

Nie wszystkie pierwiosnki są wczesne. Tak się zwykło myśleć, że zaraz po stopnieniu śniegów pierwiosnki pokazują kwiaty. Odmiana Primula sieboldii 'Snowflake' zakwita, gdy większość bylin pokazała już liście a niektóre wręcz przekwitły. Rośnie też nietypowo, nie w kępkach a zadarniając pokrywa coraz większe obszary. Ale bez obaw, powoli pochłania centymetry wolnej przestrzeni nisko siedzącymi liśćmi. Są jasno zielonego koloru, ciasno stłoczone obok siebie, stojące jak żołnierze na baczność podczas wizytacji. Pokrywają je włoski, które szeleszczą pocierane o siebie przy plewieniu, jednak są delikatne i podatne na nieostrożne rozerwanie. Ten pierwiosnek szybciej kończy sezon wegetacyjny niż inne.
W maju i kwietniu pokazują się pierzaste kwiaty zebrane po kilka na szczycie pędów. Pięć płatków fantazyjnie powcinanych w czysto białym kolorze niemalże świecą na tle gęstych liści. Przyglądając się z bliska budowie kwiatów i kształtom płatków można dojrzeć podobieństwo do gwiazdki śniegu.




Ps.: W tym momencie chciałabym podziękować przyjaciółce o tajemniczo brzmiącym nicku Talibra, która swego czasu podczas zwiedzania jej nadmorskiego ogrodu obdarowała mnie tym przepięknym pierwiosnkiem. Jeszcze raz dziękuję !

środa, 9 maja 2012

Ulubiona faza wzrostu.

Uwielbiam ten moment kiedy paprocie wychodzą z ziemi.
Zaraz po pierwszych dniach wiosennego ciepła z niecierpliwością zaglądam i liczę uśpione pąki ubrane w brązowe łuski. Są ściśnięte w kulki, stłoczone centralnie pomiędzy starymi zimozielonymi liśćmi. Z prostowaniem się czekają na ostatni moment rozkwitu wiosny, wtedy gdy już nacieszeni ozdobnymi cebulami i wiosennymi bylinami żądni jesteśmy kolejnych wrażeń.

Silna Dryopteris filix-mas 'Crispa' zachwyca mnie ilością młodych pędów. Wokół paproci zostawiłam spory odstęp, który w trakcie sezonu całkowicie zapełnia, pomimo że ma wazonowy pokrój kępy. Wszak każda roślina powiększa swoje rozmiary wypełniając pozorne luki.



Kolejna z rodziny Nerecznic, która zaszczyciła mnie rozwijającym się pąkami to Dryopteris dilatata 'Lepidota Cristata'. Z pozoru cieńsze pędy luźno wyrastające z korzeni w trakcie sezonu zapełniają się wąskimi i pierzastymi listeczkami nabierając rozczochranego wyglądu.



Po usunięciu zeschniętych pędów Polystichum munitum, które pomimo przemarznięcia wciąż fantazyjnie zaschnięte sterczały z kępy - młode liście mają większy dostęp w słońca. Na razie jest ich niewiele, ale to zasiedziała paproć i tylko patrzeć jak rozwinie kolejne.



Podobnie niepozornie wygląda Polystichum polyblepharum, któremu zawczasu zrobiłam miejsce wokół dzieląc blisko rozrośniętą hostę. W zeszłym sezonie obie rośliny musiałam pogodzić obcinając poszczególne liście hosty zasłaniające paproć.



Pędy Dryopteris filix-mas 'Linearis Polydactyla' ze "zniekształconymi" listkami wygląda jakby nadal osiadał na nich iskrzący mróz. Z początku nie byłam zadowolona z jej posiadania, dostała mi się przy okazji z innymi rzadkimi paprociami jako gratis. Nie wypadało grymasić i przyjęłam. Zeszły sezon wciąż podpierałam patykami opadające nieliczne pędy na rośliny wokoło, wiosnę przywitała większą ich ilością.



Polystichum braunii w rudawych łuskach wygląda jak w polewie z brązowego cukru. To jedna z najstarszych paproci w moim ogrodzie, co zresztą widać po czających się licznych pąkach. Dotychczas ładnie zimujące liście w tym roku usunęła niemal całkowicie, bowiem kępa z młodymi liśćmi była nadto obszerna. Przypuszczam, iż odnowiona paproć powinna być luźniejsza a przy tym nie zdominuje całej Leśnej rabaty.


Polystichum setiferum 'Proliferum' jeszcze w powijakach. Zachwycona białymi kuleczkami zwiniętych listków, które spodobały mi się na którejś wycieczce w Poznańskim Ogrodzie Botanicznym postanowiłam zdobyć egzemplarz do kolekcji. Paproć ta rośnie u mnie trzeci rok i z sezonu na sezon jest coraz rozleglejsza. Z racji nieco horyzontalnego pokroju dostała miejsce na skraju Leśnej rabaty podtrzymywanej dużymi kamieniami. Jest tam sporo miejsca dla jej rozpościerających się pędów.


Na koniec przeglądu paprociowych pastorałów zostawiłam malowniczą Dryopteris affinis 'Cristata The King'. W ciągu sezonu mam utrudniony do niej dostęp, ponieważ kupując młodziutką sadzonkę bez opisu nie wiedziałam właściwie co sprowadzam do ogrodu. Nie znając możliwości wzrostu kupionego egzemplarzu przypuszczałam, że będzie średniej wielkości zapchaj dziurą. Z tego też względu dostała miejsce w tle rabaty dla host. Gdy hosty wyrosną do swoich docelowych wielkości - paproci wystają ledwie czubki pędów. Bliżej jesieni gdy wycinam poszczególne zszarzałe liście host 'Cristata The King' odsłoni się dla obserwatora.