piątek, 30 maja 2014

Smocza jasnota.

Nad dorastającą do prawie metra wysokości jasnotą (Lamium orvala) pochylałam się już jakieś trzy lata temu podziwiając jej wiosenne bordowo zabarwione młode liście i pędy budzące się z zimowego snu. Od tego czasu bylina urosła w olbrzymią kępę szeleszczących liści. W masie widać jej oryginalne piękno mitycznie wyglądającej rośliny.




Grube pędy o kwadratowym przekroju dźwigają duże płachtowane liście. Fakturą przypominają skrzydła smoków walczących z rycerzami broniącymi dziewczęta przed pożarciem przez bestię. Z reguły gatunek ten dobrze rośnie na słonecznym i suchym miejscu, coś jak nasze dzikie jasnoty białe w dzieciństwie zrywane dla posmakowania słodkiego nektary z podstaw kwiatów. Moją kępę posadziłam pod orzechem włoskim dla dodania dzikości i naturalności tamtejszym nasadzeniom.


Z racji nietuzinkowego wzrostu roślinie można przyglądać się z zacięciem botanika. Wszytko ma duże jakby urosłe na sterydach. Na ogromnych kwiatach wargowych charakterystycznych dla rodziny Lamiaceae bez problemu dostrzec można bordowy rysunek kropek i kreseczek. Pąki kwiatów zwiniętych w kulkę przypominają zaciśnięte rękawice bokserskie. Pomimo groźnego wyglądu - jasnota jest zupełnie bezbronna, przeciwnie do podobnie wyglądającej pokrzywy zwyczajnej !


środa, 28 maja 2014

Kwiaty prawdę mówią.

Jakiś czas temu zachwycałam się pstrym orlikiem pospolitym (Aquilegia vulgaris), który wydał całkiem udaną siewkę. Gdy mateczny zakwitł - jego pełne kwiaty uściśliły nazwę odmiany. Niewielka różnica, bo dotychczas posiadaną nazwę powinnam jedynie zweryfikować.


Otóż początek nazwy obu odmian został nadany na cześć ogrodu Woodside, którym się narodziły. Niejaki Mervyn Feesey z North Devon testował siewki orlika pospolitego o charakterystycznych liściach w żółte kreseczki. Jego kwiaty (w odróżnieniu od poprzedników hodowców) utrzymywały cechy pstrej odmiany w kolejnych pokoleniach siewek. Charakterystyczny był układ płatków - były zazwyczaj pełne.
Dla uściślenia pochodzenia wszystkie te odmiany określa się wspólną nazwą 'Woodside Variegated Mix', 'Woodside Strain' lub grupa Woodside i zalicza do grupy orlików Vervaeneana. Mix dlatego, gdyż rysunek kreseczek jest tak różnie nasycony i zagęszczony, że nie tworzy regularnego obrazu. Może mieć rożne natężenie obu warw - żółtej i zielonej, odchylone dla kolejnych sadzonek pochodzących z siewu. Dla ułatwienia wrzucono je do jednego worka lub skrótowo ochrzczono jako odkształcenie czy deformacja.


W mojej kępce są pełne kwiaty ale i pojedyncze, jednak barwa ich jest jednakowa bez względu na ilość płatków w pąku. Odmiana 'Woodside Gold' charakteryzuje się jasnymi liliowo niebieskimi kwiatami i ewidentnie pojedynczymi. Ma również zdecydowanie żółciejsze liście.



Zastanawiam się teraz czy próbować rozdzielić sadzonkę z pełnymi i pojedynczymi kwiatami. Muszę obejrzeć pędy czy na rozgałęzieniach są różne kwiaty czy jest szansa na to, że pochodzą z oddzielnych korzeni. Muszę też pamiętać by zaopiekować się udaną sieweczką, bo rośliny wokół gnają do słońca - rosną na wyścigi. Jak nic zasłonią niebo nad żółtą sieweczką.

niedziela, 25 maja 2014

Biała w poszukiwaniu.

Powoli kończą kwitnienie cebulice hiszpańskie (Scilla campanulata), jedne z piękniejszych roślin cebulowych późnej wiosny. Wysokie kwiatostany do pięćdziesięciu centymetrów z dala zwracają na siebie uwagę. Najwytworniejsze są te rosnące w zagęszczeniu dając mocną niebieską plamę koloru.
Odmiana 'Excelsior', jak piszą mądre książki słynie z głębszego niż gatunek niebieskiego odcienia.


Niebieska cebulica bardzo dobrze namnaża się cebulkami. Dostałam ich sporą ilość którejś jesieni, kępy szybko nabrały objętości i już porozsadzałam w kilku nowych miejscach. Podczas przesadzania bylin niekiedy przez przypadek jakaś cebulka zabierze się w kolejną rabatę, tak więc co wiosnę mam kolejne niespodzianki niebieskimi dzbanuszkami wyłaniające się w gęstwiny wyższych roślin.



Najlepiej rośnie i pyszni się kolorami w większym słońcu, lecz w półcieniu również jest okazała.



Mam też różową odmianę 'Rosabella', którą usilnie podpędzam w większą kępkę. Cebulka dostała mi się przypadkiem i pewnej wiosny ni stąd ni zowąd pokazała jeden delikatny kwiatostan. Nie wiem czy to wina stanowiska czy odmiana jest słabsza, bowiem przyrasta mozolnie. Jest również niższa o dobre dziesięć centymetrów. W otoczeniu szarych liści czyśćca wełnistego (Stachys byzantina) otoczeniu nadaje dziewczęcej delikatności. Różyk może nie jest jaskrawy, trąci nieco sinym fioletem dlatego oczekuję wystrzałowego efektu w masie.




Poszukuję białej odmiany tej cebulicy, a że kończą kwitnienie i powoli zaschną liście - jest możliwość wysępienia konkretnego koloru. Pewnie w kąpie będzie wygalać jak monstrualnej wielkości konwalia. Oj ... już ją widzę rozświetlającą ciemny zaułek pod liśćmi drzew.

Oddam pół królestwa i rękę królewny jak mawiał stary król do swych poddanych !

sobota, 17 maja 2014

Z roku na rok.

Z roku na rok, z sezonu na sezon ... piękniejsza !
Wprost nie mogę oderwać od niej oczu a na swoją zgubę posadziłam z brzegu rabaty, tam gdzie dostęp jest najłatwiejszy. Wciąż i za każdym razem zachwycam się wietlicą uszkowatą (Athyrium otophorum var. okanum).



Co sezon bogatsza w pierzaste liście, co można zaobserwować porównując wygląd z poprzednich lat. I ten wspaniały kształt kępy, to jakby eksplozja radości ku ciepłemu słońcu ! Z premedytacją obsadzam paproć brązowo bordowymi żurawkami i żółto listnym przywrotnikiem rozesłanym 'Trehane' (Veronica prostrata) by pokazać złożoność barw.





Każda żyłka wzmocniona stanowczą bordową barwą przy bladym acz szlachetnym limonkowym odcieniu listków. I ta delikatność i eteryczność ... och !



Złota wężowa skórka.

Nastała pora deszczowa. Woda strugami nieprzerwanie leje się z nieba, a jezdnią płynie zmącona rzeka. Trawnik nasiąkł wodą do granic możliwości i sprężynuje jak kąpielowa gąbka. Czekając na chwilę przerwy nasilającej i słabnącej lewy przeglądam dotychczas zrobione zdjęcia. Patrząc na zdjęcia bodziszka żałobnego 'Conny Broe' (Geranium phaeum) uśmiecham się jak dziecko.



Bezwiednie młodą sadzonkę posadziłam wzdłuż podjazdu, zaraz za kępą żółto kwitnącego irysa bródkowego. Akurat w tym momencie tam było miejsce i zupełnie nie spodziewając się efektu bodziszek zajął przeznaczone mu miejsce. Tak bywa czasem, iż pamiętając preferencje siedliskowe byliny zdaję się na instynkt ogrodnika, wyłączam przy tym głowę.
W pierwszym sezonie bodziszek rósł sobie cicho, nie dając o sobie znaku. Po drugiej stronie kępy irysów w tym czasie błyszczał inny żałobny - 'Springtime', który od kilku sezonów zdążył się rozrosnąć i zdecydowanie wzmocnić. Nie dał się wyprzedzić w urodzie innym bylinom.
Natomiast od wiosny odmiana 'Conny Broe' wdzięcznie wypuszczała młode liście z charakterystycznym rysunkiem dającym efekt wężowej skóry, odblaskowe zaznaczenie żyłek tym razem skupiało na sobie uwagę.




Kilka deszczowych dni poprzedzających pierwsze nieznaczne upały zaowocowały pędami z rozwiniętymi kwiatami. Choć płatki zwróconych nobliwie w dół kwiatów są ciemno bordowe, to na tle masy liści są jak małe nieznaczne punkciki. W pełni wybarwienia byliny jest to fantastyczny, odblaskowy akcent na rabacie. Natłok intensywnych barw, strzępiastych brzegów i drobnej siateczki żyłek sprawia, że mój aparat fotograficzny gubi się w nastawianiu ostrości.



poniedziałek, 12 maja 2014

Ogród o zmroku.

Dziś prace związane z obsadzaniem skrawka za altaną nieco zatrzymały mnie dłużej niż miałam w zamiarze. Zanim złapałam za widły i poprzemieszczałam z innych miejsc rośliny - musiałam wykonać masę niepotrzebnych ruchów i podejść. A to najpierw miejsce zrobić dla jednej żeby przenieść drugą. Opróżnić wiaderko aby przynieść kompostu, ale najpierw zawołać kogoś żeby mi pomógł zdjąć płachtę zabezpieczającą przed wschodem siewek. Jak poszłam po pomoc to spojrzałam na przyszopie i znów mi się coś przypomniało co miałam zrobić. Suma summarum zanim skończyłam obsadzać za altanką - zaczęło zmierzchać.

Ale nie ma tego złego co by na dobre wyszło. Dzięki temu załapałam się na magiczną porę !

Po niedawnym deszczu mgły zaczęły snuć się jak długie suknie wróżek zaczepione rąbkiem koronki o rosnące przy drodze rośliny. Ptaki weszły na wyższe tony śpiewu, dając do zrozumienia szykowanie się do snu. Jedne kolory przygasły - inne nabrały wyrazu.
Zwykle tak jest, że biel staje się jeszcze jaśniejsza przyciągając do siebie z powietrza ostatnie promyki słońca. Największe wrażenie zrobił na mnie rosnący pośród ciemnych żurawek biało kwitnący bożykwiat Meada (Dodecatheon meadia).


Wdzięk i uroda wstydliwie spuszczonych ku dołowi kwiatów przywodzi na myśl pokłon najznamienitszej bogini Florze, która niezauważenie przemknęła obok. Pieląc wokół nisko rozłożonych po glebie liści poczułam ich upojny zapach. Hmm ... wcześniej nie zwróciłam na ten fakt uwagi. W chwili obecnej jest to pierwszy wysyp kwiatów, zebrane u szczytu pędu pąki wkrótce zajmą miejsce tych z wolna przekwitających.



W grupie ciemno listnych roślin szczególną sympatią darzę rodgersję kasztanowcolistną (Rodgersia aesculifolia). Posiada niezwykłą umiejętność wyłapywania złotych promieni słońca jak rzeczne sito grudki drogocennego kruszcu amerykańskiego trapera. Czekoladowy odcień pędów jeszcze długo będzie smakowicie barwił roślinę. Ogonki liściowe wysoko uniosą szeroko rozwarte łapki, pod masę liści nie przeciśnie się światło by chwastom uprzyjemnić wzrost. A gdy zbite w ścisłe pąki kwiaty otworzą się - upojnie słodki zapach wypełni wyciszony wieczorem ogród.

Najważniejsze to znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze !

sobota, 10 maja 2014

Domek dla owadów.

Pozazdrościłam murarek Pawannie (gorące pozdrowienia), która swoje pszczoły zamówiła w postaci kokonów. Dla mnie było za późno aby szukać i zamawiać dla siebie. Postanowiłam iść na żywioł i przywołać jakiekolwiek owady do ogrodu. Rozesłałam wici do Londynu i zakupiono odpowiednie owadzie domostwo. Teraz pozostało tylko czekać.
Wczesną wiosną budkę powieszono pod dachem budynku gospodarczego i siedząc nieopodal dało się usłyszeć charakterystyczne bzyczenie. Niestety - potem nastąpiły chłody i kręcące się przy domku pszczoły znalazłam martwe lezące na posadzce. Już pomyślałam, że nici z własnych murarek, że jednak trzeba kupić i w odpowiednim czasie wypuścić na wolność.
Jakie było moje zdziwienie i radość, gdy pewnego dnia przechodząc koło budynku zadarłam głowę i niby od niechcenia spojrzałam na domek.



Ktoś tu jednak zamieszkał ! Huraaa !
Nie wszystkie bambusy zostały zalepione, niektóre są puste inne zamieszkałe do połowy. Ale nie mam złudzeń, murarki same się pojawiły. Zadowolona z efektu na kolejny sezon postanowiłam przebudować domek tak, aby zrobić miejsce tylko dla tutek.

PS.: Teraz proszę o dalsze instrukcje:
- czy domek powinnam schować na zimę w cieplejsze miejsce ? 
- kiedy murarki wydobędą się na zewnątrz, czy to zrobią same czy trzeba rozrywać tutki i wydobyć kokony ?

niedziela, 4 maja 2014

Altana - wprowadzenie tematu.

Jako użytkownicy ogrodu ze słoneczną wystawą potrzebowaliśmy gustownego zadaszenia. Od przeszło piętnastu lat - od kiedy zamieszkaliśmy i użytkujemy parcelę za domem, życie towarzyskie tętniło pod brezentową altanką opartą na metalowych kątownikach. Nie trzeba wszystkim mówić, że ten rodzaj schronienia nie jest długotrwały, dość że nasze altanki miały dwuletni żywot pomimo drobiazgowego rozbierania budowli na zimę.
Gdy jakieś trzy lata temu startując w miejskim konkursie na Najpiękniejszy Ogród, w którym dostałam pierwsze miejsce i nagrodę główną, nadarzyła się okazja do zmiany mebli ogrodowych za otrzymane bony wartościowe. Mebelki piękne z egzotycznego drewna eukaliptusowego nie mogły stać pod byle brezentem. Wczesne grudniowe śniegi dodatkowo przysporzyły "katastrofę budowlaną" łamiąc rusztowanie, rwąc na strzępy tkaninę altany, nie wspominając roztrzaskanych mebli z zwietrzałego plastiku. Miarka się przebrała ...
Tym czasem w sezonie letnim zakończono odwodnienie budynku mieszkalnego i wyłożono podjazd kostką. Materiału z podjazdu zostało na całkiem udany placyk. Wybudowanie altanki z prawdziwego zdarzenia było kwestią czasu. Od razu założono iż ma być pojemna, gdyż wygrany konkurs zasponsorował dziesięć krzeseł i duży podwójnie rozkładany stół. Wkrótce na rogach placu zatopiono legary w betonie i postawiono rusztowanie nośne.



Majster z pomocnikiem ostro wzięli się za robotę, ściski meblarskie i wiertarki poszły w ruch.


Nawiercali, docinali, heblowali ... wióry się sypały. Majstrowi humor dopisywał, gdy praca wre.



Dobre kilka tygodni pracowali. Aura sprzyjała, w tym czasie ani jednak kropelka deszczu nie spadła, wysezonowane drewno dobrze pracowało, więc można było kłaść i docinać płyty OSB na dach.




Jak ta igła z nitką tańcowali całe lato. Wczesną jesienią dach otrzymał okrywę z brązowego papogontu i rezolutną "falbankę" przypominającą domek z piernika. Jesienią altanę można było użytkować, a pierwsi goście zostali zaproszeni na wianek. Brakowało tylko boków - płaszczyzny z desek u dołu i kratek w oknach. Mimo to altana prezentowała się niezwykle okazałe i już była piękna. Pierwsze jesienne chłody nie odstraszały nas od wieczornego przesiadywania w ogrodzie. W świetle lampy naftowej uwieszonej pod sufitem otoczenie nabierało magicznego nastroju.