poniedziałek, 8 listopada 2010

Dryopteris erythrosora.

Czerwonozarodnikowa to moja ulubienica. Rozczochrany, nieporządny pióropusz liści poprzetykany młodszymi o rdzawym zabarwieniu, bardzo podchodzi mi do serca. Kolory bowiem są żywe, jaskrawe a w zamierającym jesiennym ogrodzie jest to bardzo poszukiwane. Od razu trafiłam z miejscem, w którym przefiltrowane przez liście derenia słońce sprzyja bylinie i paproć szybko przybiera na wielkości. Druga jesień a ona jest coraz piękniejsza i mocniejsza. W tej chwili odkryta przez zanikające byliny urodą przeczy nadciągającej zimie.






Nawet mróz ją lubi malarsko podkreślając zawinięte paluszki liści.



4 komentarze:

  1. Najwyraźniej jestem skazana na podziwianie urody tej paproci w cudzych ogrodach. Koloryt w istocie przepiękny, te odblaski rudości takie dość niespodziane, ale szlachetnie się przedstawiają.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszak czerwonozawijkowa, więc młode liście zatrzymane przez chłody nie nabiorą już zieleni :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapewne jak inne paprocie wyrastające z poziomego, podziemnego kłącza co daje dość luźną kępę. Można ją z łatwością podzielić ostrym nożem.

    OdpowiedzUsuń

Gorąco zachęcam do pozostawienia komentarza
i zapraszam ponownie :)