Zaczęło się od porannego zakupu astra 'Marjorie'. Krzaczorek trochę ze mną pojeździł i wróciwszy koło 15 wyglądał jakby mu było słabo ;) Czym prędzej chciałam napoić badylka zanurzając w beczce z deszczówką, podnoszę plastykowe wieczko a na brzegu zaraz pod pokrywą, przycupnięta rzekotka !
W tym momencie nawet badylek i zakupy w bagażniku zeszły na plan dalszy, bo najpierw trzeba ratować płaza. Wymsknęła mi się z rąk do środka beczki gdy chciałam delikatnie ręką zagrodzić drogę ucieczki i chlupnęła do ciepłej wody. Och, czmychnęła na dno i odbijając się dwoma sprytnymi ruchami łap natychmiast znalazła się na powierzchni. Wtedy nauczona niepowodzeniem złapałam w zaokrąglone jak łódeczki dłonie i posadziłam z brzegu kępy kokoryczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Gorąco zachęcam do pozostawienia komentarza
i zapraszam ponownie :)