Pewnej wiosny paproć zmaterializowała się w donicy grubosza stojącej na zewnątrz. Grubosz właśnie przechodził adaptację do nowych warunków świetlnych skryty pod balkonem w cieniu. Wiosna była dość deszczowa i nikomu nie przyszło do głowy zabrać spod donicy podstawkę, stał w dość mokrych jak dla niego warunkach. Pyłek z zarodni paproci widać doczekał się sprzyjających wiatrów i z lubością zakotwiczył w porastającej mchem powierzchni ziemi. Paproć wypuściła zgrabne liście.
Różne podejrzenia padały w sprawie nazwy paproci. Jedni stawiali na pióropusznika, inni na wietlicę samiczą. Tymczasem moja paproć szybko podrosła i wysadzona została do gruntu, bowiem zapowiadała się na dużą bylinę. Jednak na zarodnie wciąż było za wcześnie.
Kolejny sezon w gruncie i paproć wykształciła wyraźniejsze liście. Można było spokojnie rozpoznać jako nerecznicę krótkoostną Dryopteris carthusiana.
Zatarłam z zadowoleniem ręce - sama natura zechciała do mnie przyjść !
Czym prędzej przeniosłam w kolejne miejsce, na skraju ścieżki rabaty Leśnej, gdzie deszczową porą płynie lekki ruczaj. W końcu lubi mieć glebę luźną z wypłukanym piaseczkiem i stale wilgotną. Sezon zakończyła z kilkoma grubymi pąkami liści.
Ale historia !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)
Chyba będę wystawiać swoje doniczkowce na deszcz, może i mnie się uda jakaś niespodzianka.
OdpowiedzUsuńWystawiaj Piku, wystawiaj - zobaczysz jak pięknie na prawdziwym deszczu odżyją :)
OdpowiedzUsuń