Wiosna w pełni i wszystko co wczesne rozkwita. Wiadomo, że w ogrodzie jak w życiu: jeden rok zaliczamy do udanych, inny do takich sobie. Posadzony dwa lata temu Phlox divaricata dotychczas zajmował niewielką powierzchnię. Kwitł ładnie i skromnie - nie powiem o nim źle, ale po kwitnieniu wyglądał słabowito i zazwyczaj chcąc nie chcąc obcinałam do skóry pokładające się wiotkie pędy. Widocznie służył mu ten zabieg, bo z gołych i bezlistnych pędów spodnich wyrastały listki i łysy placyk zapełniał się.
Zaś w tym roku przeszedł sam siebie. Burza kwiatów i tak gęste pędy, że z dotychczasowego miejsca sterczy na baczność niczym snopek siana. Powiedziałabym nawet, że trochę wyszedł przyduży i zdominował dotychczasowe miejsce i całą rabatę. Nie wspomnę, że goście odwiedzający mój ogród dopytują się o nazwę i porę dzielenia wyśmienitej byliny.
Tak to już w ogrodzie bywa, że zastanawiamy się nad odświeżeniem rośliny rozmyślając nad najlepszą nieszkodliwą opcją. Czy to przesadzanie w lepsze według książek miejsce, czy odpowiednim cięciem. Z obawy aby nie zeszpecić lub przyczynić się do wypadnięcia rośliny wybieramy tę optymalną. Ja osobiście jestem zdania, żeby ciąć i stosuję ten zabieg na czym to tylko możliwe.
Ależ bujnie wygląda, piękny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Prawda, że urodny ?!
OdpowiedzUsuńPodzielę go i dam w rożne miejsca :)
Świetnie wygląda w ogrodzie.
OdpowiedzUsuńMam go już kilkanaście lat i też zawsze obcinam po kwitnieniu.
tak dokładnie w kilku miejscach posadz go Miłko :)
OdpowiedzUsuń